Moda na Polskę. Co z niej wynika?

Zachodnie media zafascynowały się "polskim cudem gospodarczym". Wyspecjalizowani w opowiadaniu o "drugiej Grecji" i "trzeciej Wenezueli" komentatorzy nie bardzo wiedzą co z tym fantem zrobić.

"Do roku 2030 Polska będzie bogatsza niż Wielka Brytania" - napisał niedawno londyński dziennik "Daily Telegraph". I nawet jeśli ten nagłówek jest - jak to zwykle w brytyjskich mediach - mieszanką uproszczenia i przesady, to i tak oddaje on pewien wyraźny trend. Już od dawna Polska nie miała na Zachodzie tak dobrej prasy, jak ostatnio. A podstawą tej małej "mody na Polskę" jest bez dwóch zdań gospodarka.

Inni drepczą z tyłu

Niedawno niezależny instytut ekonomiczny Oxford Economics zestawił tempo rozwoju najważniejszych europejskich gospodarek po roku 2019. Czyli od momentu, gdy nad Zachód nadciągnęła fala "plag egipskich": pandemia covid-19, rosyjska agresja na Ukrainę, kryzys energetyczny i nienotowana od kilku dekad inflacja. Zgadnijcie, kto jest na czele takiego zestawienia? To znaczy kto w Europie - pomimo tych supertrudnych warunków - rozwija się najbardziej dynamicznie. Tak, tak. Zgadliście. Tym krajem jest (wyjąwszy jadącą na sterydach bigtechowego raju podatkowego Irlandię) właśnie Polska. Z realnym wzrostem PKB w latach 2019-2023 na poziomie 11,2 proc. A inni? Inni drepczą z tyłu. Kraje skandynawskie (najmocniejsi to Dania i Szwecja) rozwinęli się od tamtej pory (licząc zbiorczo) o 5 proc. Włochy i Portugalia plus 3 proc. Francja plus 1,3 proc. Niemcy i Hiszpania - stoją od 2019 w miejscu. Wielka Brytania, minus 0,5 proc. Czechy minus 0,9 proc.

Reklama

Oczywiście zawsze znajdzie się wielu takich, co powiedzą, że to... złudzenie optyczne. Że nie ma żadnego "polskiego cudu". Będą to bagatelizować przy pomocy argumentu o tzw. efekcie niskiej bazy. Powiedzą, że startując z niskiego poziomu łatwiej jest nadganiać. A dużym, trudniej uciekać. Albo użyją argumentu, że Polska - jako kraj goniący - powinna się dziś rozwijać w tempie... jeszcze szybszym. Jak Chiny za Denga, albo jak wspominana już Irlandia w czasach "celtyckiego tygrysa". Albo nawet jak... Polska na wcześniejszych etapach transformacji. Gdy roczne tempo wzrostu było wyższe niż dziś (tu oczywiście krytycy na "efekt niskiej bazy" się nie powołają, choć powinni).

Zostańmy jednak na ziemi. To znaczy w Europie trzeciej dekady XXI wieku. I spójrzmy nie tylko na ostatnie 4 lata. Ale jeszcze dalej. Wtedy zobaczymy, że na Zachodzie także lata 2008-2019 uchodzą za "straconą dekadę". Przyzwoity wzrost notowali w tym okresie właściwie tylko Niemcy. Francja czy Wielka Brytania raczej w stagnacji. Południe Europy (Włochy!) Wręcz na biegu wstecznym. Na tym tle Polska już wtedy wyglądała inaczej. Dużo bardziej zdrowo, rześko i do przodu. To dlatego relacja polskiej i niemieckiej gospodarki w roku 2004 to było 1 do 5. A dziś jest już raczej 1 do 3.

To jest ta opowieść o Polsce, która...

Co bardziej dociekliwi obserwatorzy (także na Zachodzie) zauważyli (lub właśnie zauważają) jeszcze jedno. A mianowicie, że to polskie nadganianie jest w ostatnich latach oparte na czymś więcej niż tylko na gołych słupkach PKB. Mówiąc wprost, że stoi za nim realny wzrost poziomu życia Polek i Polaków. Płace realne (czyli po odliczeniu inflacji) w latach 2016-2022 urosły w Polsce o 25 proc. Podczas gdy w Niemczech spadły w tym samym okresie o 15 proc. A we Włoszech czy Belgii nawet o 20 proc. Ostatnie lata nad Wisłą to także niskie (nawet 3-procentowe) bezrobocie. I to pomimo przyjęcia dwóch milionów uciekinierów wojennych. Co jednak robi wrażenie w porównaniu z miejscami takimi jak Hiszpania, gdzie bezrobocie od 2008 stale jest dwucyfrowe. Do tego spadek nierówności dochodowych mierzonych współczynnikiem Giniego. Polska wygląda dziś na kraj dużo lepiej i - co ważne - bardziej równomiernie rozwinięty niż była 10 czy 20 lat temu. I to jest ta opowieść o Polsce, która dużo pewniej zaczyna sobie poczynać w relacjach z Brukselą czy Berlinem. Ośrodkami nawykłymi do Polski bardziej zahukanej i na dorobku. To właśnie ją zaczynają dostrzegać i podawać dalej zachodnie ośrodki opinii.

Oczywiście proces nie jest rewolucyjny. To raczej odrobina odmiany. Ta "mała moda" przychodzi po paru latach "wielkiego postu". Związanego generalnie z bardzo negatywnym obrazem Polski PiS-owskiej utwierdzanym od roku 2015 - czyli od momentu przejęcia władzy przez Prawo i Sprawiedliwość. Ktoś powie, że PiS sobie na to zapracował. Wzniecając szereg ostrych sporów politycznych (o TK, o media, o kulturę) z dobrze usieciowionym na Zachodzie liberalnym establishmentem. Oraz z nadającymi ton w Europie Niemcami. Finalnie domagając się od nich reparacji wojennych.

Po części to prawda. Ale nie do końca. Pod wieloma względami wyrok zachodniej opinii publicznej na Polskę PiS zapadł jeszcze zanim Kaczyński zdołał cokolwiek zrobić. PiS został zapisany do plemienia niebezpiecznych prawicowych populistów niejako zaocznie. I jako taki został przez liberalnie nastawiony mainstream poddany prewencyjnemu ostracyzmowi. Do pewnego stopnia przy wydatnym udzielę wielu nagrzanych antypisowców - skorych obsłużyć każdy stereotyp - byle tylko użyteczny w bieżącej walce politycznej.

To wszystko się nie skończy tak ot, w wyniku strzelenia palcami. Ale sytuacja się teraz trochę niuansuje. I to raczej dobrze.

Rafał Woś

Autor prezentuje własne opinie i poglądy

(śródtytuły od redakcji)

Felietony Interia.pl Biznes
Dowiedz się więcej na temat: Polska | polska gospodarka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »