W tej branży Polska jest globalnym liderem. Na frankowiczach zarobili krocie

W jednej branży Polska jest na pewno globalnym liderem. Ta potężna i wysoce dochodowa branża urosła w ciągu ostatnich kilku lat. A na dodatek podobnej nie ma nigdzie na świecie. To kancelarie prawne, które w imieniu frankowiczów występują w procesach przeciwko bankom. Według wyliczeń bankowców zarobiły do tej pory ok. 4 mld zł, czyli miliard dolarów. Banki mówią jednak otwarcie - ten biznes zaczyna być schyłkowy. Dojna krowa zamienia się pomalutku w spadającą gwiazdę.

Związek Banków Polskich policzył, ile zarobiły kancelarie prawne, kiedy w sądach było 140 tys. spraw frankowiczów przeciwko bankom. Teraz jest ich już 180 tys. To znaczy, że frankowicze zapłacili reprezentującym ich w sądach prawnikom ponad 5 mld zł.

- Kancelarie prawne na 140 tys. spraw osiągnęły zyski 4 mld zł - mówił podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach prezes ZBP Tadeusz Białek.

Według wyliczeń naukowców z Zespołu Badań i Analiz ZBP, banki do końca zeszłego roku utworzyły 49,1 mld zł rezerw na ryzyko prawne, czyli zaspokojenie roszczeń frankowiczów w przypadku przegranej w sądowym procesie. To nie tylko zmniejsza ich zyski, ale utrudnia odkładanie kapitału, a zatem także możliwość udzielania kredytów.

Reklama

To jednak nie wszystko, bo w I kwartale tego roku banki dodają do tamtych rezerw kolejne miliardy. PKO Bank Polski poinformował niedawno o zwiększeniu w I kwartale rezerw "na frankowiczów" o 1,3 mld zł. mBank podał, że w I kwartale na ten cel odpisał 1,37 mld zł. Banki mają jednak nadzieję, że koniec odpisów jest już bliski.

- Biznes kancelarii prawnych będzie się jeszcze nakręcał, ale szczyt jest już za nami - powiedział na konferencji prasowej poświęconej prezentacji wyników mBanku za I kwartał jego prezes Cezary Stypułkowski.

- Aktywny portfel (kredytów we frankach) się zmniejsza (...) W perspektywie kwartałów, a nie lat będziemy mówili już o wysyconej populacji (frankowiczów pozywających banki do sądu). Wtedy niepewność związana z zachowaniem portfela w istotny sposób się zmniejszy. Widać pewną frustrację (frankowiczów) wynikającą z długości prowadzonych postępowań - dodał wiceprezes mBanku Marek Lusztyn.

Czy zamiast pozwu opłaca się ugoda?

Postępowanie w sądach trwają faktycznie latami. mBank udzielił w swojej historii nieco ponad 85,5 tys. kredytów we frankach. Frankowicze wnieśli przeciwko niemu blisko 27 tys. pozwów. Niektóre z nich złożone zostały jeszcze w 2018 roku. Przez te lata rozstrzygniętych zostało nieco ponad 5 tys. spraw, a więc niespełna jedna piąta.

Łączne rezerwy na franki mBanku wyniosły już 13,6 mld zł. Daje to pokrycie rezerwami nieco ponad 26 tys. wciąż spłacanych kredytów w blisko 116 proc. Uwaga jednak - pozwy składają także frankowicze, którzy kredyty już spłacili albo tacy, którzy zamienili kredyt we frankach na złote. Takich pozwów przeciwko mBankowi jest blisko 4 tys.

- Systematycznie spada nam udział kredytów hipotecznych we frankach jako udział portfela kredytowego. W porównaniu do grupy rówieśniczej mamy dość konserwatywny poziom rezerw 116 proc. na koniec I kwartału. Spodziewamy się, że rezerwy będą istotnie niższe niż w rekordowym 2023 roku - powiedział Marek Lusztyn.

W ciągu ostatnich lat mBank zawarł z kredytobiorcami we frankach ponad 15 tys. ugód. Bankowcy mówią - ugoda zawierana jest szybko, a klient nie ponosi kosztów prawnych, które pochłoną znaczną część korzyści, jakie uzyska w sądzie.

- Z tego stresu, jakim są franki, wychodzimy (...) Dogadujemy się indywidualnie z klientami - powiedział Cezary Stypułkowski.

mBank miał w I kwartale tego roku 262,5 mln zł zysku netto. Gdyby nie rezerwy na franki jego kwartalny zysk wyniósłby ponad 1,6 mld zł. I tak sytuacja banku wygląda już od wielu kwartałów. Jego przedstawiciele mówią, że gdyby nie rezerwy na franki, bank mógłby być dwukrotnie większy niż obecnie.  

Franki będą pozamiatane za dwa lata

Największy polski bank PKO BP utworzył do tej pory łączne odpisy na franki w wysokości 16 mld zł. Bank zakończył I kwartał tego roku zyskiem netto 2 mld zł, a gdyby nie musiał tworzyć rezerw, byłoby to 3,3 mld zł.

PKO BP tworzy rezerwy z powodu ponad 33 tys. spraw wytoczonych mu przez frankowiczów, z czego sądy do tej pory rozstrzygnęły nieco ponad 10 proc. Dlatego przedstawiciele banku także mówią - nie opłaca się z nami sądzić, lepiej zawrzeć ugodę.

- Widzimy spadek pozwów sądowych i lekki wzrost wniosków o mediację. Naszym celem jest, żeby liczba ugód przewyższała liczbę pozwów - powiedział na konferencji poświęconej prezentacji wyników banku jego wiceprezes Piotr Mazur.

- Mamy bardzo dobrą ofertę ugód. Chcemy przyspieszyć i zmniejszyć liczbę spraw sądowych - dodał.

W I kwartale tego roku do banku wpłynęło ok. 2,3 tys. wniosków o mediację, a 2,65 tys. pozwów. W sumie złożonych wniosków o mediację jest 59,3 tys., czyli niemal dwa razy tyle, co pozwów.

- W ciągu roku do dwóch chcielibyśmy zakończyć sprawę kredytów frankowych - powiedział Piotr Mazur.

Ryzyko frankowe i niepewność prawna w jakiej działają polskie banki są najważniejszym powodem, dla którego inwestorzy nie chcą kupować ich akcji. Obciążone tym ryzykiem banki nie mają szans podnieść kapitału poprzez nowe emisje przynajmniej do czasu, aż sprawy frankowe zostaną wyjaśnione.

Jacek Ramotowski

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: bank | frankowicze | kancelarie prawne
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »