Gwiazdowski mówi Interii. Odc. 80: Moralność. Skąd się bierze?

- Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono – mówi Robert Gwiazdowski. W najnowszym odcinku podcastu video „Gwiazdowski mówi Interii” będzie o moralności i o starciu indywidualizmu z kolektywizmem. A wszystko to na kanwie przymusowego poboru do wojska.

- Co prawda rzecz dotyczy Ukrainy i Ukraińców, których - tych w wieku poborowym - nasze Ministerstwo Obrony Narodowej zapowiedziało odsyłanie do ojczyzny. By tam za nią walczyli i za nią ginęli. Pod przymusem - ma się rozumieć - mówi Gwiazdowski w najnowszym odcinku podcastu video.

- Ja oczywiście trzymam kciuki za Ukrainę, za Ukraińców, żeby osiągnęli to co chcą osiągnąć i żeby przy okazji - z naszego punktu widzenia - trzymali tych Ruskich jak najdalej, jak najdłużej od naszej granicy. Bo minister Sikorski (Radosław Sikorski, minister spraw zagranicznych - red.) ma rację: jak Rosja Ukrainę pokona, to stanie przed naszą granicą i my będziemy z Bałtami następni - dodaje. Zastanawia się jednak, czy "trzymanie kciuków za Ukrainę i Ukraińców, walczących na froncie, ma oznaczać poparcie tego pomysłu, żebyśmy my sami odsyłali ich, tych którzy dawno już z Ukrainy wyjechali z bardzo różnych powodów". - Jedni po prostu uciekli, a drudzy - wyjechali wcześniej i nie mają zamiaru się bić. Jedni bo może nie są odważni, drudzy - bo nie lubią swojego kraju, skorumpowanego kraju. Czy my możemy powiedzieć, że powinni się bić? Tu mamy starcie indywidualizmu i kolektywizmu, czyli dwóch bardzo istotnych sposobów myślenia o jednostce i społeczeństwie - mówi Gwiazdowski.

Reklama

Skąd się bierze moralność?

Indywidualiści czyli liberałowie stawiają zawsze na jednostkę. - Jej interes i jej motywację. Jednostka może chcieć się bić po pierwsze z miłości do ojczyzny, po drugie dla pieniędzy. Zawsze byli ochotnicy - najemnicy (...) Ale jednocześnie rządzący zawsze potrzebowali mięsa armatniego. Była branka, był pobór powszechny, przymusowy. Czy ci, którzy szli na wojnę pod przymusem, mieli jakieś swoje indywidualne powody do tego? Nie mieli. Co więcej - oni nawet uważają, że nie mają tych kolektywnych powodów. Dlaczego niby mają poświęcać życie za obronę przyszłości kogoś innego, nie siebie samego (...) Więc ten spór indywidualizmu z kolektywizmem często wygrywany jest przez kolektywistów. Dlaczego tak się dzieje? Właśnie dlatego, że ich jest więcej - kontynuuje felietonista Interii Biznes.

Gwiazdowski pyta: W imię jakich racji moralnych oni się w ten sposób wypowiadają, zachowują?

- Sięgnijmy do tej naszej moralności. Skąd ona się bierze? Przecież widzimy ostatnio coraz częściej całe rzesze moralistów w mediach społecznościowych, którzy z oburzeniem wypowiadają się o postawach innych. O postawach, które z punktu widzenia tych innych mają charakter bardzo indywidualistyczny. Ta moralność przez niektórych jest narzucana w imię interesów społecznych - zauważa.

Od Arystotelesa to przy pomocy rozumu poszukujemy cnoty, czyli tego co jest dobre, a co jest złe. - Co dobre, a co złe - w kategoriach absolutnych. Tylko że jest druga koncepcja moralności, która mówi nam, że to nie jest coś absolutnego, to dobro i zło, to się zmienia, więc moralnością jest akceptowalny społecznie system norm. I raz jest tak, a raz jest inaczej - podkreśla Gwiazdowski.

- Przypomnę, że jakiś czas temu, popełnienie wykroczenia drogowego, nawet spowodowanie wypadku po pijaku było okolicznością łagodzącą. Tak, tak - przecież człowiek nie był świadomy. A wiadomo, że złe rzeczy to musimy popełniać świadomie. A jak popełniamy nieświadomie to odpowiedzialność karana nawet jest wykluczona, bo winy nie można nam przypisać. Dzisiaj już wiemy, że czyn zaczyna się nie od momentu, w którym dokonujemy wykroczenia, powodujemy wypadek, tylko znacznie wcześniej. Wtedy gdy zaczynamy pić wiedząc, że będziemy jechać samochodem - zauważa Gwiazdowski.

Moralność zmienia się w czasie i w przestrzeni

- Zmienia się moralność w czasie. Ale pamiętajmy, że ona jest zupełnie różna w przestrzeni - mówi. Skąd się te różnice biorą? Jak wskazuje autor podcastu video: "wychodzimy z założenia, że czasem ta nasza judeochrześcijańska tradycja jest lepsza od tradycji moralnej innych, czasami uważamy, że jest gorsza".

- Ale kto o tym decyduje i jak? Większość? Jeśli mówimy, że moralność to zbiór akceptowalnych zasad, to jak dużo ludzi w danym społeczeństwie musi je akceptować? Wszyscy, większość, a jeśli większość to jaka? Wystarczy bezwzględna? Byłoby to dosyć dziwne, ale niestety pojawia się teoria wielkiego Jana Jakuba Rousseau. Teoria woli powszechnej - to ona miała rządzić nami. W taki sposób, żeby eliminować rzeczy, co do których się nie zgadzamy i podnosić te, co do których się zgadzamy - zauważa Gwiazdowski. Sam Rousseau na początku myślał, że dobrym systemem - mówi autor podcastu - było polskie liberum veto. Szybko zmienił zdanie. Ale nie był przekonany też co do tego, że rozwiązanie większościowe jest dobre.

- I dlatego jego volonté generale to nie jest wola ludzi, to nie jest wola ani wszystkich, ani większości, tylko ludu. A ten lud to jest bardzo taki abstrakcyjny. Niestety podejście Rousseau do demokracji i do rządów woli powszechnej przekłada się dzisiaj na myślenie o moralności. O tej moralności, którą trzeba ludziom narzucić (...) Dziś filozofowie nie mają takiego autorytetu, w ogóle prawie nie mają, dziś autorytet próbujemy zbudować sobie głośno krzycząc i bardzo często narzucając pewne poglądy mniejszości większości, chociażby w sprawie tej służby wojskowej - zauważa Gwiazdowski.

- Tyle wiemy o sobie ile nas sprawdzono, więc trudno podejmować jakiekolwiek decyzje na podstawie opinii społecznej w takich trudnych dylematach, bo te dylematy możemy badać inaczej. Są już do tego pewne instrumenty: np. opowiada się o jakimś moralnym dylemacie i jednocześnie prosi o pytania tych badanych, przy czym obserwuje się w tym czasie reakcje ich mózgów. Wbrew temu co twierdził Arystoteles, wbrew temu co twierdził Locke, jednak okazuje się, że pewne nasze zachowania są podyktowane ewolucją i budową naszego mózgu - wskazuje. Przypomina także o dylemacie zwrotnicy albo o dylemacie mostka, w ramach których możemy uratować pięć osób kosztem jednej osoby.

- Czym innym jest zepchnąć faceta z mostku, czym innym jest zabić pacjenta, żeby uratować innych, a czym innym przestawienie zwrotnicy - w naszym mózgu. Racjonalnie moglibyśmy zastanawiać się, przecież efekt jest taki sam. Tylko czy efekt jest istotny z punktu widzenia przyczyny naszego działania? Nie zawsze. Dlaczego? - zastanawia się Gwiazdowski.

Więcej w najnowszym odcinku podcastu video "Gwiazdowski mówi Interii"

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »